środa, 4 listopada 2015

x



JEŻELI SZCZĘŚCIE JESZCZE DO CIEBIE
NIE PRZYSZŁO, TO ZNACZY, ŻE 
JEST DUŻE I IDZIE MAŁYMI KROCZKAMI.




Udało mi się zawitać na parę dni do Polski z czego bardzo się cieszę. Niestety dopiero teraz dochodzi do mnie fakt, jak bardzo tęskniłam za rodziną i za tym miejscem. Gdy zobaczyłam na lotnisku moją mamę, która po mnie przyleciała automatycznie miałam łzy w oczach - a do wylewnych osób, raczej nie należę. Możliwe, że dopiero teraz wszystko zaczyna do mnie dochodzić. Na samym początku byłam na tyle zafascynowana Anglią i nowym otoczeniem, że nawet przez myśl nie przeszłoby mi to by wrócić do Polski i cieszyć się z tego wyjazdu. Byłam 2 miesiące temu na jakieś 2 tygodnie - ale widząc mamę na lotnisku wtedy nie władały mną jakieś silne uczucia. Jednak teraz w październiku, nie miałam w głowie innej myśli niż ta mówiąca mi 'Tak bardzo nie chcę wracać do Anglii, chcę zostać w Polsce i spróbować tutaj' - jednak mimo wszystko rozsądek zwyciężył. W końcu co takiego czeka mnie w Polsce? Marne pieniądze, przepracowywanie się i ciągłe bieganie w te i z powrotem by zadowolić siebie, rodzinę, współpracowników i przyjaciół. Tutaj mam w sumie spokój, moje obowiązki nie są zbyt przytłaczające i mój czas tutaj traktuję w połowie jako wczasy, w połowie jako pracę. Co jest mi jak najbardziej na rękę. 

Dochodzę do wniosku, że gdzie bym nie była - w jakim kraju - Polska zawsze będzie dla mnie ważna i zawsze będę do niej wracała. Nawet jeżeli zostanę tutaj i osiądę w UK, to z pewnością wrócę sobie do Polski na stare lata. Aby już spokojnie na emeryturze móc sobie usiąść i spokojnie żyć. Jednak mimo wszystko co by się nie działo, kocham mój kraj. I coś czuję, że nawet gdyby trzeba  było - z miłą chęcią chwyciłabym za broń w obronie mojej ojczyzny. 

Podróż z Polski do Anglii była dość ciężka - biorąc pod uwagę fakt, że wylot mieliśmy o godzinie 23 czasu Polskiego, a w domu w UK byliśmy koło godziny 2 (spać poszłam 2.30 więc teoretycznie o 3.30 czasu Polskiego). Tego samego dnia pobudka po 4h, bo o 7 trzeba już budzić chłopców do szkoły. Miałam o tyle szczęście, że moja host mama była w domu i zawiozła chłopców do szkoły, więc nie musiałam dodatkowo się męczyć. Chwilę posprzątałam, posiedziałam na komputerze grając w jakieś gry ze znajomymi. Więc nie zrobiłam niczego ambitnego, jednak kolejnego dnia (a więc dzisiaj) znowu poszłam spać późno. Musiałam uzupełnić swoje braki z poprzednich zajęć na Collage'u. Odrabiałam moje zadanie domowe chyba do godziny 1 więc ponownie zasnęłam dość późno, z tą różnicą że rano o 7 musiałam przygotować chłopców i sama odstawić ich do szkoły. Wróciłam, trochę posprzątałam i udałam się na zajęcia. Po nich przysiadłam do komputera i chwilę pograłam ze znajomym na steamie w Killing Floor 2 (gra naprawdę wciąga). Znowu zabrałam się za sprzątanie, a potem przygotowałam kolację. Niestety ubolewam nad faktem, że łapie mnie chyba jakaś choroba - niemiłosiernie boli mnie głowa, brzuch i chodzę jak jakiś zasmarkaniec po domu. Wezmę sobie na noc tabletki z nadzieją, że mimo wszystko będzie dobrze i rano będę się czuła lepiej niż dzisiaj. Oby właśnie tak było. Tymczasem uciekam chyba do spania, w końcu mój organizm potrzebuje też wypoczynku, a spanie po 4-5 h dziennie z pewnością na dobre mi nie wyjdzie. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz